Chodzenie po ukraińskich chodnikach w butach na wysokich obcasach to
nie lada wyzwanie. W wielu miejscach czekają na Ciebie nierówności i
większe czy mniejsze dziury. Po pewnym czasie spacerowania idzie się przyzwyczaić - ulice
przestają Cię straszyć skręceniem łydki, a Ty masz znacznie rozwiniętą
spostrzegawczość, równowagę i prędkość reakcji, oraz zdobywasz
wewnętrzne przekonanie, że jesteś królową obcasów.
Zimą jest nieco gorzej... chodniki często pokryte sa grubą wartwą lodu, dzięki czemu spacerując nawet na płaskich butach możesz się poczuć jak gwiazda tańcząca na lodzie. I nabić sobie porządnego siniaka. Zimą warto zatem zaopatrzeć się w specjalne buty - najlepiej z rakami.
Oczywiście służby miejskie dbają o bezpieczeństwo mieszkańców i starają się załatać dziury w jezdni czy chodniku - czasem używając do tego celu kawałków asfaltu, a czasem....drzwi.
Jaka jest kolejna specyfika ukraińskich ulic? Krawężniki. Trochę za wysokie, czasem sięgające do połowy łydek. Oczywiście wszystkie pięknie pobielone, podobnie jak pnie rosnących przy ulicach drzew. Nie wiem, czy to ma pełnić funkcję estetyczną, czy służyć bezpieczeństwu...
Idąc ukraińską ulicą zapewne spotkasz błąkające się Burki. W Ukrainie kwestia bezpańskich psów jest dużym problemem. Nie zdziw się zatem, gdy na przystanku zobaczysz 4 śpiące psiaki, lub gdy będzie za Tobą szedł jakiś Reksio. W takiej sytuacji najlepiej nie reaguj i udawaj, że go nie widzisz. Inaczej sobaka pomyśli, że skoro zwróciłeś na niego uwagę, a już nie daj Boże coś do niego powiedziałeś, czy - o zgrozo! - pogłaskałeś, to jesteś jego nowym właścicielem i będzie szedł za Tobą tak długo, aż mu uciekniesz, np. wskakując do marszrutki.
A co mnie zaskoczyło na ulicach Frankowska?
Dwie rzeczy:
1. wyznania pisane na chodnikach. I to nie tylko "Vika ja tebe kochaju" czy "Ivan probacz meni", ale też życzenia urodzinowe i...podziękowania ojców nowonarodzonych dzieci, napisane na chodniku przy szpitalu położniczym w taki sposób, żeby mama mogła je zobaczyć z okna swojej sali.
2. studzienki kanalizacyjne. A właściwie radośnie zerkające z nich żaby, krowy, bociany, misie i żółwie..
Zimą jest nieco gorzej... chodniki często pokryte sa grubą wartwą lodu, dzięki czemu spacerując nawet na płaskich butach możesz się poczuć jak gwiazda tańcząca na lodzie. I nabić sobie porządnego siniaka. Zimą warto zatem zaopatrzeć się w specjalne buty - najlepiej z rakami.
Oczywiście służby miejskie dbają o bezpieczeństwo mieszkańców i starają się załatać dziury w jezdni czy chodniku - czasem używając do tego celu kawałków asfaltu, a czasem....drzwi.
Jaka jest kolejna specyfika ukraińskich ulic? Krawężniki. Trochę za wysokie, czasem sięgające do połowy łydek. Oczywiście wszystkie pięknie pobielone, podobnie jak pnie rosnących przy ulicach drzew. Nie wiem, czy to ma pełnić funkcję estetyczną, czy służyć bezpieczeństwu...
Idąc ukraińską ulicą zapewne spotkasz błąkające się Burki. W Ukrainie kwestia bezpańskich psów jest dużym problemem. Nie zdziw się zatem, gdy na przystanku zobaczysz 4 śpiące psiaki, lub gdy będzie za Tobą szedł jakiś Reksio. W takiej sytuacji najlepiej nie reaguj i udawaj, że go nie widzisz. Inaczej sobaka pomyśli, że skoro zwróciłeś na niego uwagę, a już nie daj Boże coś do niego powiedziałeś, czy - o zgrozo! - pogłaskałeś, to jesteś jego nowym właścicielem i będzie szedł za Tobą tak długo, aż mu uciekniesz, np. wskakując do marszrutki.
A co mnie zaskoczyło na ulicach Frankowska?
Dwie rzeczy:
1. wyznania pisane na chodnikach. I to nie tylko "Vika ja tebe kochaju" czy "Ivan probacz meni", ale też życzenia urodzinowe i...podziękowania ojców nowonarodzonych dzieci, napisane na chodniku przy szpitalu położniczym w taki sposób, żeby mama mogła je zobaczyć z okna swojej sali.
2. studzienki kanalizacyjne. A właściwie radośnie zerkające z nich żaby, krowy, bociany, misie i żółwie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz